Pożegnanie Wojciecha Warkockiego
8 lutego 2015 roku odszedł nasz Kolega Wojciech… Wojtek… dla nas wszystkich — po prostu „Rambo”. Tak właśnie do niego mówiliśmy od czasu pierwszego spotkania.
Wojtek był naszym Przyjacielem przez ponad ćwierć wieku. Poznaliśmy Go gdy zaczynał szkołę średnią, regularnie widywaliśmy się gdy studiował i układał sobie dorosłe życie. Byliśmy na jego ślubie i weselu pod Kopcem Kościuszki.
Trudno wyobrazić sobie Klub Astronomiczny „Almukantarat”, obozy i seminaria nad Wartą bez „Ramba”. Trudno sobie też bez Niego wyobrazić naszą paczkę przyjaciół.
Wojtek miał zawsze wiele szalonych pomysłów. Budował elektrownię słoneczną i zasilał nią klimatyzację w namiocie. Uzasadniał niewątpliwie słuszną hipotezę, że im większy mróz, tym cieńszy lód na rzece.
Zainteresowany całym światem, który Go otaczał. Szczególnie tym, który ukazuje się naszym oczom po zachodzie Słońca.
25 lat temu (jako nastolatek) wygłaszał referat o Układzie Słonecznym. Kilka lat później (jako student) prowadził poważne zajęcia z fizyki, astronomii i informatyki dla naszych młodszych kolegów z „Almukantaratu”.
Czas płynął, świat się zmieniał, ale „Rambo” się nie zmieniał. W 1990 roku w ciemni fotograficznej wywoływał klisze, na których w postaci mgiełki widoczna była galaktyka M31. 20 lat później dużo lepsze obrazy tej samej galaktyki obrabiał przed ekranem komputera. Może galaktyka się w tym czasie zmieniła, ale Wojtek nie. Cały czas był tym samym „Rambem”, naszym Przyjacielem.
A gdy rano Słońce znów ukazywało się nad Załęczem, gdy zmęczeni nocnymi obserwacjami młodzi astronomowie usiłowali jeszcze chwilkę pospać, nad obozem rozlegał się gwizdek Wojtka, który z nauczyciela i astronoma przekształcał się w oboźnego, generała gotowego poprowadzić poranną gimnastykę.
Z Wojtkiem można było pogadać na każdy temat, na Wojtka zawsze można było liczyć, od Wojtka można się było wiele nauczyć. To dzięki Niemu, a nie dzięki lekcjom biologii, wszyscy nauczyliśmy się za co odpowiadają wysepki trzustkowe. Nawet swoją chorobę potrafił przekuć w przyrząd dydaktyczny. Z Wojtkiem można było pośpiewać piosenki, można było pójść na wycieczkę.
Trudno jest nam wszystkim uwierzyć, że Wojtka już nie ma na trzeciej planecie od Słońca.
Patrząc ciemną nocą w niebo, widząc tysiące mrugających światełek, pamiętajmy, że jedno z nich nie jest gwiazdą, lecz załęczańskim ogniskiem. „Rambo” siedzi przy nim z gitarą i śpiewa swoją ulubioną, nieco zmodyfikowaną piosenkę:
„Ksiądz niech mnie grzebie albo rabin, żołnierza się nie czepią diabli. Wy w grób połóżcie mi teleskop, teleskop i obrotową mapę Dzietrznik”
0 komentarzy